- Jaki jest twój ulubiony przedmiot w szkole?
- Drzwi, którymi wychodzę.
Poniedziałek. Muszę iść do szkoły, choć bardzo nie mam na to ochoty. To wiąże się z integrowaniem z wieloma osobami w moim wieku. Większość z nich nie ma pojęcia, o tym jak fatalnie zapowiada się ich życie. A Nowy Poznań to miasto bardzo tolerancyjne i ogólnie cała okolica lubi łączyć się z
Mimo iż jeszcze nie ma szóstej rano słyszę krzątanie się mieszkańców tego domu pełnego nastolatków. Więcej tutaj osób poniżej osiemnastki, niż dorosłych. Trochę mnie to zastanawia. Własnych domów nie mają? W sumie o to samo można by spytać mnie. W końcu jakby nie patrzeć budynek ten nie należy choćby w niewielkim stopniu do moich rodziców. Fakt, kuzyn ojca i tak dalej, ale to coś zupełnie innego.
W sumie chyba powinnam ruszyć przykładem innych i zacząć się ogarniać. Ale mi się nie chce. Rodzice pewnie by mi kazali zostać w domu, gdyby nie to, że mimo wszystko mam poczucie obowiązku i mimo wielkiej niechęci i doskwierającego barku i tak pójdę do szkoły. Może nawet będę musiała się kłócić. Rodzice.
Albo mi się wydaje, albo ktoś przed chwilą krzyknął moje imię. Tak, pewnie mi się wydaje... No dobra, jednak nie. Eh. Czyli muszę wstać. Na dobry początek dnia długi prysznic, a potem, o zgrozo, śniadanie z nieco powiększoną rodziną. Cudownie.
~*~
Rick siedział w kuchni nieco rozbawiony. Jego rzekoma rodzinka rozmawiała jak gdyby nigdy nic o łowach i zabójstwach z ostatnich kilku dni. Już zapomnieli, że Rita mogła umrzeć przez głupotę tego Aarona. Chłopak spojrzał na dwa psy siedzące przy miskach i patrzące na niego błagalnym wzrokiem. No tak, jego siostra jeszcze nie wstała, ale psiaki wiedziały, że już z nią lepiej, więc przestały warować przy jej łóżku dwadzieścia cztery godziny na dobę. Wstał z krzesła i napełnił sukom miski. Od razu zabrały się za pochłanianie sporej ilości karmy.
Na schodach dało się słyszeć kroki, lecz ciężko było stwierdzić do kogo należą. Mogły być Jamesa, Rity albo Eve. Zdecydowanie za dużo ludzi pomieszkiwało u Seven'a. Jak on z wszystkimi wytrzymywał? Rick nałożył na widelec trochę rozpaplanych jajek, zwanych potocznie jajecznicą, i wpakował sobie do ust. W ten czas wpadł do pomieszczenia James, zaraz po nim Rita.
- Wybierasz się gdzieś? - spytał ojciec, marszcząc brwi. Aby zadać to pytanie musiał przerwać ożywioną konwersację ze swoją żoną.
- Do szkoły - odpowiedziała dziewczyna podobnym gestem i podeszła do miski z owocami. Wzięła czerwone jabłko i opłukała je pod strumieniem wody w zlewie.
- Żartujesz, prawda? Masz zostać w domu. - patrzył na nią twardo, a Rick'owi było jeszcze bardziej do śmiechu, niż chwilę wcześniej. Mike Owell znowu dał się wciągnąć w bezsensowną kłótnię ze swoją jedyną córką. Odwróciła się w jego stronę z uniesionymi brwiami.
- Żartujesz, prawda? Nie zostanę w domu - odparła twardo i opuściła kuchnię, a psy, które już się najadły poczłapały za nią.
Dojadł śniadanie i również opuścił dom nie pożegnawszy się z nikim. Siostrę zastał na werandzie. Nie wiedziała, gdzie mieści się szkoła, trudno się dziwić. Rana się goiła dobrze, więc nie było o czym rozmawiać. Szli jak zawsze w milczeniu. Wyjątkowo Moonlight i Nocna Furia im nie towarzyszyły.
Rick był w szkole, do której zmierzali, tylko dwa razy. Nie mógł powiedzieć, żeby atmosfera tam mu odpowiadała. Niektórzy nauczyciele byli w porządku, ale większość wydawała się zbyt bestialska i stara, by nadawać się do uczenia w liceum. O uczniach nie wspominając. I już nie tylko Oni, ale z ludźmi nie dało się dogadać równie bardzo, jak z wilkołakami.
Wbrew pozorom budynek liceum znajdował się w miarę blisko domu Seven'a. Całość nie zachęcała do najmniejszego kontaktu z wnętrzem. Niegdyś białe ściany obecnie pokrywała czerń i szarość. Okna były duże, lecz brudne, nie przepuszczały zbyt dużo światła. Rita zagryzła wargę, obserwując nastolatków i dorosłych kotłujących się na dziedzińcu i mieszczącym się niedaleko boisku do koszykówki. Wilkołaki grały przeciw wampirom, ale nie wyglądali na wrogów. Wydawało się nawet, że dobrze się razem bawią. Siostrę Rick'a z pewnością to choć trochę zaskoczyło, lecz nie dała nic po sobie poznać. Dziewczyna wyjęła z kieszeni zmiętą kartkę i rozwinęła ją. Patrzyła na nią przez chwilę, po czym spytała:
- W którym skrzydle jest sala dwieście siedem? - Chłopak myślał przez chwilę dość intensywnie. Miał w tej sali tylko jedną lekcję. Zagryzł wargę.
- W północnym. Tak mi się wydaje - powiedział w końcu. Tamtejsze liceum było dość nietypowe. Wybudowane w kształcie litery x.Budynek otaczał wysoki metalowy płot, który nie zachęcał, jak wszystko inne wokół. Była tylko jedna brama, która prowadziła na dziedziniec. Wolne przestrzenie między skrzydłami służyły najczęściej do ćwiczeń wuefistom i szybszego pokonywania odległości między salami uczniom.
- Wybacz Rick, nie wzięłam ze sobą kompasu - warknęła jasnooka. Założyła ręce na piersi. Do rozpoczęcia zajęć zostało około piętnaście minut, lecz dziewczyna chciała znaleźć salę jak najszybciej, bojąc się, że później się spóźni i zbłaźni na wstępie.
- Słońce? Czy jad Widma wyżarł ci mózg? - spytał zgryźliwie.
- Nie, wypalił oczy - warknęła, poprawiła torbę i ruszyła, walcząc z buzującymi emocjami. Czuła rozchodzący się pod ciele lód. Postanowiła znaleźć salę na własną rękę, jednak najpierw musiała zajrzeć do sekretariatu, by upewnić się, że ma prawidłowy plan. Pomieszczenie było naprzeciw wejścia do szkoły, więc ze znalezieniem jego nie było problemów. Rozmowa ze starszą kobietą z szopą szarych loków na głowie nie potrwała długo. Plan został zmieniony kilka dni temu. Dała jej nowy. Łowczyni spytała, jak dotrzeć do sali, w której rozpoczynała poniedziałkowe lekcje, ponieważ ta się akurat nie zmieniła. Panna Meredith była miła i wytłumaczyła jej dokładnie drogę. W tamtym momencie dziewczyna dziękowała Bogu, że na świecie są jeszcze miłe staruszki.
- W którym skrzydle jest sala dwieście siedem? - Chłopak myślał przez chwilę dość intensywnie. Miał w tej sali tylko jedną lekcję. Zagryzł wargę.
- W północnym. Tak mi się wydaje - powiedział w końcu. Tamtejsze liceum było dość nietypowe. Wybudowane w kształcie litery x.Budynek otaczał wysoki metalowy płot, który nie zachęcał, jak wszystko inne wokół. Była tylko jedna brama, która prowadziła na dziedziniec. Wolne przestrzenie między skrzydłami służyły najczęściej do ćwiczeń wuefistom i szybszego pokonywania odległości między salami uczniom.
- Wybacz Rick, nie wzięłam ze sobą kompasu - warknęła jasnooka. Założyła ręce na piersi. Do rozpoczęcia zajęć zostało około piętnaście minut, lecz dziewczyna chciała znaleźć salę jak najszybciej, bojąc się, że później się spóźni i zbłaźni na wstępie.
- Słońce? Czy jad Widma wyżarł ci mózg? - spytał zgryźliwie.
- Nie, wypalił oczy - warknęła, poprawiła torbę i ruszyła, walcząc z buzującymi emocjami. Czuła rozchodzący się pod ciele lód. Postanowiła znaleźć salę na własną rękę, jednak najpierw musiała zajrzeć do sekretariatu, by upewnić się, że ma prawidłowy plan. Pomieszczenie było naprzeciw wejścia do szkoły, więc ze znalezieniem jego nie było problemów. Rozmowa ze starszą kobietą z szopą szarych loków na głowie nie potrwała długo. Plan został zmieniony kilka dni temu. Dała jej nowy. Łowczyni spytała, jak dotrzeć do sali, w której rozpoczynała poniedziałkowe lekcje, ponieważ ta się akurat nie zmieniła. Panna Meredith była miła i wytłumaczyła jej dokładnie drogę. W tamtym momencie dziewczyna dziękowała Bogu, że na świecie są jeszcze miłe staruszki.
~*~
Spalił przed szkołą papierosa. Przywitał się z kilkoma osobami, która akurat jakoś szczególnie mu nie przeszkadzały i powoli ruszył w stronę pracowni matematycznej. Jego wzrok przykuły fioletowe włosy wyłaniające się z sekretariatu. Jednak nie zatrzymał na nich spojrzenia na tyle długo, by zobaczyć do kogo należą. Podejrzewał, że jakaś pierwszoklasistka pomyślała, iż zdobędzie popularność na farbowaniu włosów na pstrokate kolory.
- Cześć, Mark - przywitał się z półdemonem, nie pokazywał po sobie żadnych emocji.
- Cześć, jak tam? - spytał chłopak wesoło, on zawsze był wesoły. Poza tym był w porządku.
- Za chwilę mam matmę, poza tym ujdzie, a tam? - Ich rozmowy zawsze były krótkie i treściwe. Nie rozwodzili się na dziwne tematy, które interesowały większość chłopaków w ich wieku.
- Historia. Ja lecę. Miłego - rzucił i powoli ruszył w stronę zachodniego skrzydła, nie czekając na odpowiedź od łowcy, który wcale nie zamierzał nic mówić na pożegnanie. Tak było zawsze.
Skierował nogi w stronę północnej części budynku. Po drodze czytał książkę, nie podnosił znad niej wzroku. Instynktownie omijał ludzi albo oni jego. Raczej nikt nie chciał się narazić temu chłopakowi. Po kilku minutach zatrzymał się i oparł tyłem o parapet. Dopiero po chwil zdał sobie sprawę, że nie jest jedyną osobą, która stoi przy tym podokienniku. Zerknął znad książki na tę osobę. Okazała się to być dziewczyna o fioletowych włosach, którą widział wcześniej. Ona też czytała. Postanowił ją zignorować i wrócił do lektury.
Po kilku minutach pojawiła się nauczycielka, wpuściła uczniów do klasy, przynajmniej tych, którzy przyszli przed dzwonkiem. Zajął swoje stałe miejsce w ostatniej ławce przy oknie. Dziewczyna także weszła do klasy. Usiadła przy ścianie. Uu, miejsce Lindy Smith, może mieć przez to problemy - pomyślał. Wyjął z torby książkę i zeszyt. Zerknął na zegarek. Do lekcji zostało siedem minut i czterdzieści sekund. Potarł czoło i odetchnął głęboko.
Do pomieszczenia zaczęła się schodzić reszta dzieciaków. Wraz z Lindą, która, gdy tylko zobaczyła, iż ktoś zajął jej miejsce, wpadła w złość, lecz starała się nie dać tego po sobie poznać. Szybkim krokiem ruszyła w stronę ławki. Chłopak dziwił się, że ta dziewczyna jeszcze nie połamała nóg na tych swoich cienkich szpilkach. Choć z drugiej strony nie tak trudno się dziwić. W końcu blondi jest wampirem. Stanęła z założonymi rękoma przed nową, tamta uniosła na nią obojętny wzrok. Nie potrafił czytać z ich ruchu warg, ale fioletowowłosa wydawała się niewzruszona. Albo była wampirem, albo wilkołakiem, albo jakimś innym stworzeniem. Obstawiał wampira, zważywszy na niezwykłą bladość jej skóry. Linda cała się nastroszyła. Mimo odległości zobaczył błyskające w grymasie złości kły wampirki. Jej rozmówczyni wstała powoli, ale nigdzie się nie wybierała. Mówiła dość wyraźnie, by zdołał wyłapać strzępki słów.
- ...schowaj... nie robią na mnie wrażenia... nie obchodzi... nim komuś stanie się krzywda - automatycznie zbudował to w coś zrozumiałego. Kazała schować blondynie kły, które nie robiły na niej wrażenia, nie obchodziło ją kim albo czym jest, tudzież czyje miejsce zajęła i kazała jej odejść, nim komuś stanie się krzywda. Wymieniły między sobą jeszcze kilka zdań i po chwili Linda odeszła. Brunet uśmiechnął się lekko. Nowa sobie nagrabiła. Raczej nikt nie zadziera ze Smith, nie zabija, inaczej już dawno byłaby martwa, ale potrafi dopiec.
W chwili, gdy zadzwonił dzwonek rozpoczynający lekcje, Marcus uświadomił sobie, że Rita, jak ją przedstawiła nauczycielka, jest dość podobna do tamtego nowego z trzeciej c, pewnie byli rodzeństwem, choć z pewnością nie bliźniaczym.
- Zapiszcie temat - rozkazała nauczycielka, wskazując tablice. Uczniowie zabrali się za zapisywanie tematu i notatki, którą podawała panna Smart, potem zaczęli rozwiązywać równania, czyli sama nuda i nic, co mógłby zrozumieć przeciętny uczeń liceum.
Po kilku minutach pojawiła się nauczycielka, wpuściła uczniów do klasy, przynajmniej tych, którzy przyszli przed dzwonkiem. Zajął swoje stałe miejsce w ostatniej ławce przy oknie. Dziewczyna także weszła do klasy. Usiadła przy ścianie. Uu, miejsce Lindy Smith, może mieć przez to problemy - pomyślał. Wyjął z torby książkę i zeszyt. Zerknął na zegarek. Do lekcji zostało siedem minut i czterdzieści sekund. Potarł czoło i odetchnął głęboko.
Do pomieszczenia zaczęła się schodzić reszta dzieciaków. Wraz z Lindą, która, gdy tylko zobaczyła, iż ktoś zajął jej miejsce, wpadła w złość, lecz starała się nie dać tego po sobie poznać. Szybkim krokiem ruszyła w stronę ławki. Chłopak dziwił się, że ta dziewczyna jeszcze nie połamała nóg na tych swoich cienkich szpilkach. Choć z drugiej strony nie tak trudno się dziwić. W końcu blondi jest wampirem. Stanęła z założonymi rękoma przed nową, tamta uniosła na nią obojętny wzrok. Nie potrafił czytać z ich ruchu warg, ale fioletowowłosa wydawała się niewzruszona. Albo była wampirem, albo wilkołakiem, albo jakimś innym stworzeniem. Obstawiał wampira, zważywszy na niezwykłą bladość jej skóry. Linda cała się nastroszyła. Mimo odległości zobaczył błyskające w grymasie złości kły wampirki. Jej rozmówczyni wstała powoli, ale nigdzie się nie wybierała. Mówiła dość wyraźnie, by zdołał wyłapać strzępki słów.
- ...schowaj... nie robią na mnie wrażenia... nie obchodzi... nim komuś stanie się krzywda - automatycznie zbudował to w coś zrozumiałego. Kazała schować blondynie kły, które nie robiły na niej wrażenia, nie obchodziło ją kim albo czym jest, tudzież czyje miejsce zajęła i kazała jej odejść, nim komuś stanie się krzywda. Wymieniły między sobą jeszcze kilka zdań i po chwili Linda odeszła. Brunet uśmiechnął się lekko. Nowa sobie nagrabiła. Raczej nikt nie zadziera ze Smith, nie zabija, inaczej już dawno byłaby martwa, ale potrafi dopiec.
W chwili, gdy zadzwonił dzwonek rozpoczynający lekcje, Marcus uświadomił sobie, że Rita, jak ją przedstawiła nauczycielka, jest dość podobna do tamtego nowego z trzeciej c, pewnie byli rodzeństwem, choć z pewnością nie bliźniaczym.
- Zapiszcie temat - rozkazała nauczycielka, wskazując tablice. Uczniowie zabrali się za zapisywanie tematu i notatki, którą podawała panna Smart, potem zaczęli rozwiązywać równania, czyli sama nuda i nic, co mógłby zrozumieć przeciętny uczeń liceum.
~*~
Na lunch serwowali wątróbki. Wilcze. Rozejrzał się po sali. Były osoby, które to jadły i chyba nawet im smakowało. Skrzywił się. Niewinny wilczek został zabity, by stać się jego obiadem. Cudownie. Westchnął i przeszedł dalej, lecz nie znalazł nic, co byłoby zdatne do jedzenia. Prócz jabłek i wody. Uraczył się trzeba owocami i zaczął szukać wolnego miejsca. co było trudne zważywszy, że przyszedł na stołówkę jako jeden z ostatnich przez to, że zatrzymał go nauczyciel biologii.
Westchnął ciężko. Kosz, okno na kosz, i drzwi. Tyle było wolne. Wybrał drzwi. Przy koszach zawsze siedzieli najwięksi frajerzy, nie mógł sobie pozwolić na to, by uznali go za jednego z nich. Straciłby cały respekt. Przez głupi brak miejsca w stołówce. Ten świat rządził się innymi prawami, niż wszystkie inne.
Szybko usiadł na krześle, nim ktoś go wyprzedził i potarł czoło. Mógł się założyć, iż ktoś się dosiądzie, zważywszy na to, że na zewnątrz ciepło nie powalało i większość postanowiła zjeść w szkole. Przetarł jabłko podkoszulkiem i zabrał się za konsumpcję. Mark bez pytania usiadł na przeciw niego. Zajadał się mocno przypalonym królikiem. Chłopak się skrzywił, lecz nic nie powiedział, wiedząc, że demon odpowie pytaniem na pytanie.
Rozejrzał się dyskretnie po stołówce w poszukiwaniu jakiś ciekawych osób, sprzeczek. Był ciekawy świeżych plotek. Ostatnio chyba było za spokojnie. Albo po prostu ci od Seven'a zgarniali mu całą robotę, nim on zdążył się o czymkolwiek dowiedzieć. To w sumie było dość prawdopodobne. Ponieważ nie pozostało mu nic innego, zagaił do Marka.
- Działo się ostatnio coś ciekawego? - udawał obojętnego, lecz nastolatek wiedział, o co chodzi i uśmiechnął się chytrze. No jasne, dowiedzieć się czegoś konkretnego od półdemona za darmo, to jak liczyć, że okłamywanie dzieci, że prostytutki to strażniczki lasu i nadzieja, że one nigdy nie dowiedzą się prawdy. - Co chcesz?
- Chyba nic. Nie mam pomysłu. - westchnął. Czyżby naprawdę nic nie chciał? To zupełnie nie podobne do tego gatunku. Wręcz niespotykane. - Do Seven'a się wprowadziła jakaś rodzinka, zresztą chyba chodzisz do klasy z jedną z nich. Ja chodzę z jej bratem. Dziwny typek. Do nikogo się nie odzywa i chyba zawalił rok. Kilka dni temu ta dziewczyna z trudem uszła z życiem po ataku Widm, które ściągnęły ghule, które natomiast ściągnął ten idiota, Aaron. Poza tym chyba nic, co mogłoby przykuć twoją uwagę.
To dlatego dziewczyna nawet nie mrugnęła, gdy Linda szczerzyła na nią kły. Podziękował koledze. Zjadł ostatnie jabłko i z butelką wody w ręce opuścił stołówkę. Na korytarzach było kilka grupek, które prawdopodobnie nie pomieściły się w stołówce. Schował wodę do torby i skierował się na salę gimnastyczną. Szykował się wuef. Mieli najgorszego nauczyciela w szkole, wilkołaka, który zawsze wyrzucał ich na dwór. Wyjrzał przez okno. Padało. Cieszył się, że przynajmniej normalny deszcz, a nie sucha ulewa.
Przywitał się z nauczycielem, który stał przy szatniach, czekając na uczniów i wszedł do jednego z pomieszczeń. Nie lubił się przebierać przy innych. Wszyscy wiedzieli czym się zajmuje i pewnie zdawali sobie sprawę, że jego ciało jest pokryte masą blizn, ale nienawidził tych wszystkich ciekawskich spojrzeń, bo zawsze ktoś się patrzył. Może niekoniecznie Oni, ale ludzie z pewnością. Zdjął przez głowę bluzkę. Na każdej ścianie wisiały szerokie lustra, widział swoje odbicie. Skrzywił się, patrząc na dość świeżą ranę zadaną przez wampira. Nie chciała się zagoić, choćby nie wiadomo co. Westchnął i ubrał koszulkę przeznaczoną na ćwiczenia na wuefie.
Po kilkunastu minutach szatnia wypełniła się po brzegi, a on narzucił na ramiona bluzę. Stanął w kącie, by nikomu nie przeszkadzać. Potem do pomieszczenia wszedł trener, kazał wszystkim wyjść na zewnątrz. Dziewczyny już czekały na korytarzu. Kilka z nich nie miało na sobie strojów. Widać lubiły się narażać.
Miał poprowadzić rozgrzewkę. Zazwyczaj osoby, które dobrze rozpoczynały lekcje, nie musiały później robić karnych pompek lub biegać. A rozgrzewka to dla niego pikuś. Wykonali kilka ćwiczeń i po chwili prawie wszyscy byli zmęczeni. Nie rozumiał ich, ale to pewnie kwestia trybu życia, który prowadził. Poza nim tylko Aaron i Eve byli łowcami, no i ta nowa, lecz podpierała ściany, ale nawet oni wydawali się być trochę zmęczeni. Trudno się dziwić, w końcu wychowankowie Seven'a.
Po kilkunastu minutach szatnia wypełniła się po brzegi, a on narzucił na ramiona bluzę. Stanął w kącie, by nikomu nie przeszkadzać. Potem do pomieszczenia wszedł trener, kazał wszystkim wyjść na zewnątrz. Dziewczyny już czekały na korytarzu. Kilka z nich nie miało na sobie strojów. Widać lubiły się narażać.
Miał poprowadzić rozgrzewkę. Zazwyczaj osoby, które dobrze rozpoczynały lekcje, nie musiały później robić karnych pompek lub biegać. A rozgrzewka to dla niego pikuś. Wykonali kilka ćwiczeń i po chwili prawie wszyscy byli zmęczeni. Nie rozumiał ich, ale to pewnie kwestia trybu życia, który prowadził. Poza nim tylko Aaron i Eve byli łowcami, no i ta nowa, lecz podpierała ściany, ale nawet oni wydawali się być trochę zmęczeni. Trudno się dziwić, w końcu wychowankowie Seven'a.
*_*-*_*-*_*-*_*
Hohoho, i jak? Podoba się?
Wesołych świąt :*
Pozdrawiam,
Atti.
Welkom welkom! XDD Wróciłam!! Jest piąta nad ranem i nie wiem co robię ale wiem napewno że rozdział jest świetny i muszę duuuużo nadrobić. <3
OdpowiedzUsuńWesołych Świąt!
Ps, Śliczny nowy szablon *__*
http://opowiadania-zapomnianych.blogspot.com
Haha, dziękuję.
UsuńCieszę się, że Ci się podoba i żyję nadzieją, że chociaż dzięki Tobie pojawi się tu więcej komentarzy, bo to takie supi uczucie, jeju ^^
Dobra, ja mykam pisać.
PS. Dziękuję, mnie też się podoba :3
Tak, szablon jest super, rozdział też <3 Taki tam typowy dzień w szkole :P Pisz pisz, będę czytać, jak tylko starczy czasu :*
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, buziaki, weny i fajnego sylwestra :*
Dzięki Soniu <3
UsuńSzablon zniewalający *o*
OdpowiedzUsuńRozdział świetny, dobrze piszesz i pisz dalej, rozwijaj swoją pasję!!!
www.acratello.blogspot.com
Dziękuję.
UsuńI dziękuję <3
Tak fajnie czytać takie rzeczy <3